Westchnęłam głęboko, z irytacją odgarniając kolejnego kolorowego liścia, który natrętny usiadł na moim pysku. Ja rozumiem, że była jesień. Rozumiem, że liście spadają. No ale rany, dlaczego akurat na mój pysk? Aż tak je do niego ciągnie?
Przewróciłam się na drugi bok, spoglądając z ukosa na całą resztę krzątającej się Watahy. Chyba tylko ja jedyna się tutaj obijałam, podczas gdy inne wilki zamiatały ziemię z liści.
- Nami... Może byś łaskawie madame zeszła na ziemię i pomogła nam tutaj? - Wtrącił się Fen z sarkazmem.
- Chyba, że boisz się pobrudzić sobie łapki. - Dodał swoje pięć groszy Nevit, stojący obok lisa. Westchnęłam głęboko, udając wielce urażoną.
- Ależ jak możesz?! Masz czelność mnie obrażać! - Podniosłam się gwałtownie, przystawiając teatralnie łapę do czoła. Po chwili zachwiałam się niebezpiecznie na gałęzi drzewa i runęłam wprost w kupę liści. Zdezorientowana zaczęłam machać łapami to w prawo, to w lewo. Słyszałam jak ktoś dusi się ze śmiechu. Szybko wygrzebałam się na powierzchnię i spojrzałam po rozbawionych pyskach wilków.
- No co? - Spytałam nie bardzo wiedząc, o co im teraz chodzi. - Z czego się tak śmiejecie? Jestem aż tak śmieszna?...
- Owszem. - Odparł Nevit, prowadząc mnie w stronę wody. Wytrącona z równowagi spojrzałam w swoje odbicie w tafli i wtedy właśnie zrozumiałam, dlaczego ciągle dusili w sobie usilnie śmiech. Całe moje futro "ozdobione" było kolorowymi listkami. Gdzie nie gdzie powplątywały się również gałązki. Sama widząc siebie o mało co nie udusiłam się ze śmiechu.
- Z czego się tak szczerzycie? - Warknęła Sharpnes, która zjawiła się nagle.
- Ze mnie. - Wysapałam z trudem łapiąc oddech i otarłam łezki z kąciku oczu. Sharpnes gdy ujrzała moją szkaradną postać parsknęła śmiechem, kręcąc z politowaniem głową.
- Dobra... Skończcie wygłupy i zabierzcie się dalej do pracy. Jeszcze sporo tego. - Dodała, po czym skinąwszy lekko łbem, odeszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz